Matowe pomadki w płynie | Bourjois Rouge Edition Velvet
Jeszcze w ubiegłym roku stałam się szczęśliwą posiadaczką matowych pomadek w płynie od Bourjois. Od tamtej pory goszczą one na moich ustach na zmianę z matowymi pomadkami tej samej firmy lecz w standardowej formie.
W mojej kolekcji znalazły się dwa ciemne kolory, a mianowicie: 24 Dark Cherie (po lewej) oraz 25 Berry Chic (po prawej). Cała seria składa się z aż 20! odcieni, przy czym większość nazwałabym odważnymi i szalonymi. Ale większość to nie wszystkie, w tej serii znajdziemy 4 delikatne nudziaki oraz 3 soczyste czerwienie. Choć kolory są "odważne" to na pewno nie jednej z Was pasowałyby one na co dzień.
Pomadki po wyschnięciu stają się matowe. Nie wysychają szybko więc każdy laik poradzi sobie z ich aplikacją. Mają satynowe wykończenie, a po nałożeniu na ustach tworzą ładną warstwę; producent nazywa je "drugą skórą". Niestety 24 godzinna wytrzymałość na ustach to mit. Na szczęście bez jedzenia możemy liczyć na kilka ładnych godzin trwałości. Najtrudniej te pomadki zmyć, wgryzają się one w skórę na tyle mocno, że po demakijażu nadal widać odcień na ustach. Nie wiem czy jasne kolory robią to samo, ale kolory które miałam owszem. Najłatwiej usuwało mi się je za pomocą dwufazowego płynu do demakijażu oczu od Nivea. Podobnie zresztą jak poprzednią serię. Zwykły żel do demakijażu nie dawał rady, a płyny micelarne niestety pozostawiały na ustach przykry smak.
Teoretycznie aplikator w formie ściętej gąbeczki powinien ułatwiać aplikację, ale w moim odczuciu średnio mu to wychodziło. Na samym czubeczku gąbki zbierało się dość dużo produktu co powodowało rysowanie grubej linii na ustach, której roztarcie płaską częścią nie najlepiej mi wychodziło. Jednak tutaj jestem kompletnie nie wiarygodna ponieważ nie potrafię posługiwać się takimi gąbeczkami. Co do zasady unikam produktów z takimi aplikatorami lub używam pędzelka do rozcierania produktu. Produkt rozprowadzany pędzelkiem zachowywał się całkiem fajnie, można było dokładać warstwy nie uszkadzając uprzednio nałożonego koloru. To akurat zasługa dość długiego czasu schnięcia.
W przeciwieństwie do matowych pomadek z poprzedniego wpisu te niestety delikatnie wysuszają usta. Nie jest na szczęście bardzo mocny efekt, a odpowiednie nawilżenie po demakijażu wszystko reguluje, no ale jednak. Plusem jest to, że te pomadki potrafią ukryć suche skórki na ustach.
Ogólnie mówiąc pomadki są dość drogie. Koszt zakupu jednej sztuki to wydatek rzędu 50 złotych, opakowanie posiada 7,7 ml. Gdybym miała kupić je w dniu dzisiejszym to raczej poczekałabym na jakąś promocję. Może 2 za 1 lub coś tego pokroju. Niestety kolory kuszą i to bardzo. Ich wytrzymałość zresztą też. Paskudny aplikator (w moim mniemaniu) mogę wybaczyć za zapach jaki one posiadają- jest bardzo przyjemny i delikatny. Cena jest dość wysoka, ale otrzymujemy za nią fantastyczna konsystencję, piękne i intensywne kolory oraz matowe wykończenie. Na ustach nosi się je wybornie- dlatego na początku napisałam, że stałam się ich szczęśliwą posiadaczką. Zapytana o to, czy je polecę odpowiem, że owszem. Warto mieć w swojej kosmetyczce choć jeden ulubiony kolor. Osobiście nie spotkałam się z podobnym aksamitnym dotykiem na ustach w innych markach, więc kupując te pomadki kupujesz także nowe doświadczenie.